dRaiser Knecht
Dołączył: 26 Cze 2006 Posty: 28 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Black Citadel
|
Wysłany: Wto 18:12, 27 Cze 2006 Temat postu: Rachunek |
|
|
Odcinek 1
Tego widoku nie można było nazwać majestatycznym. Pędzące koła samochodu, ledwo widoczna na niebieskiej masce rejestracja i dwa światła wyglądające jak żółte smugi to widok, jaki niewielu chce zobaczyć.
Marius Stonefield też z pewnością nie chcial tego ujrzeć, ale nie miał wiele do gadania w tej sprawie. Wystarczy powiedzieć, że ciało Mariusa przeleciało blisko pięciu metrów, a należąca do niego skórzana teczka pełna dokumentów padła ofiarą kół samochodu, nim jego kierowca zdołał w końcu wyhamować.
Ale Marius już tego nie widział - dużo bardziej interesowała go świetlista postać przemawiająca w kierunku jego kierunku.
- Marius Stonefield, lat 43, zgadza się?
- T-tak. - wysapał były biurokrat.
- Dobrze. Godzina zgonu 08:53, sekund 44. - anioł najwyraĽniej mówił teraz do jakiegoś niewidzialnego sekretarza.
- Proszę o sinbilance, numer aktowy 253/3, dział B. Skoroszyt bodajże 3405/7. - mówił anioł, po czym po chwili podziękował i począł przeglądać dokumenty ( w niezwykłej prędkości, warto zaznaczyć ).
- Mhm. - rzekł w końcy, po czym odłożył bloczek w ciemność.
- No dobrze, Mariusie. Dobre uczynki - 245, grzechy lekkie: 479, cięzkie: 3; z czego 231 poprawionych... na różne sposoby. Jak obecność na mszach? - znów zwrócił się do sekretarza.
- Sześciesiąt pięć procent - odparł znudzony głos.- Czyli 35 na minusie, hmm....
- Ale 32 zeń wyspowiadane za nieobecność.
- Ładnie, ładnie... - westchnął z lekkim podziwem - czyli bilans 245 do 245.
Wtem anioł uśmiechnął się dziwnie do Mariusa i rzekł:
- O twoim dalszym losie będzie decydował rzut kością - eks-biurokrat poczył w dłoni przedmiot z dziwnego metalu - A więc rzucaj!
Marius zamachnął się i rzucił a anioł w okamgnieniu schwytał kostkę, po czym ją obrócił. Spojrzał na nią i westchnął przeciągle:
- Trzy. A więc w dół.
Marius próbował się kłócić, ale nagle poczuł przenikające go zimno i zemdlał.
Odcinek 2
Ciemność. Ciemność. Bardzo ciemna ciemność.
I nagle niesamowicie ostre światło. Dusza Mariusa z wrzaskiem spadała, by wyrżnąć w kamienną podłogę piekła.
- Yyyyaaargghhhh! - wrzask biurokrata słychać byłow całej jego okolicy, ale niewielu potrafi zachować spokój, gdy spada się z prędkością około 350 km/h.
Marius darł się i darł, aż dokładnie na 2 metry nad kamieniami jego duch przekręcił się o 90 stopni i poszybował w innym kierunku.
Kolejny lot trwał i trwał, ale biurokrat przestał się bać - jakby co, to coś go zatrzyma przed niechybną konfrontacją z jakimś obiektem.
- "Oho" - pomyślał, zauważając będące na horyzoncie drzwi do jakiegoś gabinetu. - "jeszcze 15 metrów... Pięć... Dwa..."
- Aaaach!!! - ponowny wrzask ducha spowodowany był bardzo znacznym zbliżeniem do drewnianych drzwi (podpisanych J.W. Lucifer).
Jeszcze sekunda...
I dusza przeleciała przez drzwi, zatrzymując się przed jakimś kamiennym biurkiem.
Marius otworzył oczy, westchnął ciężko, po czym dopiero spojrzał na masywną postać, jaka stała nad nim.
- Na przyszłość radzę nauczyć się hamować - wymruczał Lucifer, siadając na krześle.
- Imię i nazwisko proszę, a także wynik sinbilance, jeśli łaska.
- Ma... - Marius nabrał powietrza, po czym onieśmielony zaczął mówić do wielkoluda. - Marius Stonefield, bilans zero do zera.
- Huh? Znowu przesądziła kosteczka? Te pieprzone anioły znów leją sobie na ludzi i zsyłają swoich wiernych na cierpienia... Ja pitolę... - powiedział Lucifer, głośno myśląc, a Marius zwiesził ponuro zwiesił głowę.
- No, podnoś ten łeb. Nie będzie tak Ľle, tylko szybko znajdĽ robotę jakąś. - wymruczał wielkolud, zaciekle notując.
- Że co? - wyrwało się Mariusowi.
- No, stary, na razie możesz mieszkać u Alofsa, ale ten stary skurczybyk nie da ci na wieczność chaty za darmo.
- Ale... Ale przecież...
- Wybacz, ale mam sporo papierkowej roboty i nie mam ochoty skupiać się teraz na duperelach... - pstryknął, a Marius podleciał kilka metrów w górę, po czym Lucifer wręczył mu blok papierów.
- Instrukcja latania i różne dokumenty - rzekł. - Jak się już udomowisz, to lepiej tu zajrzyj, załatwimy formalności. No dobra - to sayonara! - ponownie pstryknął palcami, a oszołomoiona dusza Mariusa zaczęła pędzić po korytarzach piekieł...
Odcinek 3
Marius, chociaż trochę przyzwyczajony już do latania, tym razem miał wątpliwości, czy wysłano go w odpowiednim kierunku, gdyż pędził cały czas przed siebie, wcale nie skręcając. Po blisku 5-ciu minutach postanowił przejrzeć książkę od Lucifera ("Nazuka latania"). Na pierwszej sensownej stronie odnalazł różne polecenia:
"Aby lecieć, powiedz >>Chcę lecieć<< bądĽ >>Adu<<."
"By polecieć do:
- Twojego miejsca zamieszkania powiedz >>Adu DOM<<;
- danej osoby powiedz >>Adu Imię<<;
- jakiegokolwiek miejsca >>Adu Nazwa<<;
- losowego miejsca >>Adu Los<<."
Były biurokrat nie omieszkał spróbować i >>Adu DOM<< wydobyło się z jego duchowych ust.
Wtem jego "ciało" zaczęło wierzgać we wszystkie strony, eteralne kończyny nawet wydłużać, aż zabrzmiał w jego głowie donośny głos "Instrukcja niepoprawna. Nieznana wartość zmiennej >>DOM<<. WprowadĽ ponownie instrukcję poprawnie, a jeżeli jesteś pewien, że jest poprawna, skontaktuj się z naszym działem technicznym."
Dusza Mariusa gwałtownie opadła na ziemę, po czym otrząsnęła się i wysapała:
- Adu Alofs!
Tym razem lot przebiegł bez problemów, Marius westchnął z ulgą ujrzawszy lekko łysiejącego osobnika. Wyglądał, w przeciwieństwie do wszechobecnych diabłów, na człowieka.
- Hę? - wyartykułował pytanie.
- Nazywam się Marius Stonefield i...
- Ach, tak! Witaj, Mariusie, jestem Alofs. To ja zarządzam tą dziurą, oczywiście pod okiem J.W. Lucifera... Zaraz - ale coś ty taki zadumany?
- Dlaczego to piekło w ogóle piekła nie przypomina?
Alofs uśmiechnął się.
- Gdy ci z góry zrzucili Lucifera i innych "niegodziwych" aniołów tutaj, ci mieli przez wieki męczyć podobnych sobie ludzi.
I tak było. Dusze ludzkie topione w smole, wrzucano do lochów z bestiami - pełno było takich numerów, a anioły były zadowolone.
Wszystko się zmieniło, gdy okazało się, że nie tylko naprawdę Ľli tu do nas spadają. Po pierwsze wpadali tu ci, co mieli choć niewielką przewagę lekkich grzeszków nad dobrymi uczynkami - i tacy jak ty, ktorych losem zarządziła "kosteczka".
To zabawne, ale Lucifer - co by tu nie mowić, pan bólu i cierpienia, mroku, etc., etc. wkurzył się. I to ostro. Własnoręcznie zabił anioła, którego wysłano tutaj z naszymi "rekrutami". Już to czyniło go odrzuconym wśród urzędników niebiańskich, ale znacznie "gorsze" było to, co zrobił potem.
Uznawszy, że życie na ziemi nie jest wcale takie lekkie, przemienil piekłow jeden wielki świat. To znaczy - dusze ludzki tu mieszkają, pracują, mają własne uczucia = i tyle.
- I to dlatego...
- Tak. Dlatego właśnie piekło jest tym, czym jest. Lucifer obawia się tylko kontroli aniołów, ale tak naprawdę to ma ich zdanie gdzieś.
Marius westchnął.
- Na ziemi byłem urzędnikiem...
- Wspaniale! Biurokratów nigdy za wiele. -ucieszył się Alofs i podałjakieś pliki Mariusowi - tu masz dane najwięszej firmy, zajmującej się papierkową robotą. A co do domu... Cóż, wybierz coś z sektoru B356. Jest wolny.
- Bardzo panu dziękuję...
Alofs znów mu przerwał:
- A tam, nie ma za co. A czynsz za dom zacznę liczyć od przyszłego miesiąca!
Były biurokrat wymruczał "Adu B356" i poleciał, zatopiony w myślach. Piekło jest odbiciem świata, w jakim żył przedtem, przynajmniej w stopniu, w jakim chciał Lucifer. A anioły mają mu to za złe - chcą, by wszyscy "nieboscy" cierpieli przez wieki...
To kto tu jest zły?
Rozważania przerwał mu widok dzielnicy z budynkami, w jakich nie wstydziłby się zamieszkać pan całego świata... Oszołomiony Marius podleciał do jednego z nich.
Odcinek 4
Marius Stonefield, duch rodzaju męskiego, pędził z zawrotną dla żyjących prędkością po korytarzach Sektora Trzeciego. Z niepokojem spojrzał na eteryczny, złoty zegarek, jaki niedawno wręczył mu sam Lucifer. Godzina 07:59:45. Zaklął lekko, po czym przyspieszył ("Avi Vunh!") w kierunku Biurokracji. Dobry pracowanik nie może się spóźniać. Mając jednak jeszcze całe piętnaście setnych sekundy, wytężył niematerialny mózg i przypomniał sobie początki. Gdy wkroczył pierwszego dnia do budynku Biurokracji...
***
Drzwi były misternie wykonane, jedynie klamka budziła zastrzeżenia Mariusa. W końcu nabrał powietrza w płuca i przekręcił gargulcową sowę. Drzwi wepchnęły go do środka pomieszczenia, po czym zamknęły się z trzaskiem. Marius zamrugał swymi eterycznymi oczyma. Po chwili zamrugał ponownie.
Budynek z zewnątrz nie wyglądał na mały, ale na zbyt duży także nie. Tymczasem za drzwiami korytarze wydawały ciągnąć się kilometrami. Ponadto dziwił nietypowy wystroj wnętrza. Masy roślin sprawiały, że wnętrze przypominało swoistą dżunglę.
Szczęśliwie tuż przed nim zatrzymała się jakaś dziewczyna przypominająca stewardesę i zapytała, w czym może pomoc. Zaś gdy Marius rzekł tylko swoje nazwisko, recepcjonistka wskazała mu pokój nr 75, po czym pospiesznie się oddaliła.
Stonefield czym prędzej wkroczył do "Sali 75: Formalności"(jak świadczyła tabliczka nad nim). Pchnął drzwi i...
***
... i znów znalazł się w znakomicie znanej sobie sali nr 75. Zdążył się przyzwyczaić do jej wystroju, choć pamiętał, jak za pierwszym razem zadziwiły go japońskie sprzęty najróżniejszej maści, wiszące jako dekoracja na ścianach. Teraz jednak nie miał czasu się dziwić, rzucił się tylko do biurka, które dzielił z Josephem. Joseph był bardzo dziwnym człowiekiem. Podobno zmarł w wieku 75 lat, ale teraz nosił rockowe ciuchy i miał zapuszczone blisko do pasa siwe włosy.
***
- Siadaj, Marius - nieznany mu mężczyzna o bardzo długich, siwych włosach zaprosił go gestem do fotela. - No, stary, mam nadzieję, że dali mi wreszcie kogoś dobrego w tych sprawach...
Uśmiechnął się serdecznie.
- Bądź tak dobry, i ułóż te szpargały w porządku alfabetycznym.
Post został pochwalony 0 razy |
|